Korek, worek i rozporek

 

   Historycy z Instytutu Pamięci Narodowej, badający dokumenty dotyczące księży-agentów Służby Bezpieczeństwa PRL-u, ustalili, że werbunek duchownych do współpracy z SB, odbywał się metodą na: „worek, korek i rozporek”. Metodą na „korek” werbowano tych księży, którzy lubili sobie wypić, a po konsumpcji dostawali małpiego rozumu. Księżulo który po pijaku przejechał samochodem leżącego na środku jezdni (wraz z rowerem) innego pijaka,  otrzymywał propozycję nie do odrzucenia: albo idziesz do pierdla, albo nam donosisz i dokazujesz po pijaku nadal i bezkarnie!

   Duchowni którzy pili z umiarem i prawa nie łamali, a mieli hobby polegające na kolekcjonowaniu banknotów Narodowego Banku Polskiego, proponowano pomoc w rozwijaniu tego szlachetnego uzależnienia, pod hasłem: „Ty donosisz- My płacimy”.

   Wreszcie istniała duża grupa sukienkowych, zwerbowanych „na rozporek”. Ci panowie lubili sobie od czasu do czasu bzyknąć jakąś mężatkę, żonatego kościelnego, tłuściutkiego ministranta, lub w ostateczności jakaś dziewczynkę przygotowującą się do przyjęcia pierwszej komunii świętej. Na taki występek tylko czekała Służba Bezpieczeństwa: donosicielstwo w zamian za przymknięcie oka na słabości księdza, albo do pierdla!  I następny „ptaszek” wpadał w sidła SB.

   Najczęściej ksiądz-agent, był werbowany i na korek, worek i rozporek równocześnie, gdyż i popić i „podupczyć” miał w zwyczaju, a takie przyjemności kosztują, często więcej niż kasa  z tacy. Potrzebne były więc dodatkowe dochody, choćby i od SB, co za różnica?

   Ustalenia historyków z IPN-u, rzucają nieco światła na jedną z ciemnych stron Kościoła w Polsce. Jednak w życiu tej instytucji były również strony jasne i chwalebne, co ujawnił ksiądz profesor Czajkowski. Na postawiony mu przez historyków IPN-u zarzut, że był  on przez ponad 20 lat, jednym z najgroźniejszych agentów SB w łonie Kościoła, odparł, że jego kontakty ze Służbą Bezpieczeństwa, miały wyłącznie charakter duszpasterski, i tylko omyłkowo zinterpretowano je jako donosicielstwo. I tak było w istocie!

   Otóż ksiądz, profesor Czajkowski, był prekursorem idei tworzenia w instytucjach państwowych, duszpasterstw  środowiskowych. Wpadł na pomysł tworzenia takich wspólnot wyznaniowych już kilkadziesiąt lat temu, gdy o duszpasterstwie środowisk (na przykład) pracowników służby zdrowia, hutników, śpiewaków operowych, czy instalatorów anten satelitarnych, nikt jeszcze nawet nie marzył. Działając podstępnie, już w czasach komuny ustanowił  środowiskowe duszpasterstwo  pracowników Służby Bezpieczeństwa, które z oddaniem i poświęceniem zdrowia (a nawet ryzykując życiem, co prawda nie swoim, tylko księdza Popiełuszki), prowadził przez ponad 20 lat. To jego zasługą było takie „rozmiękczenie” służb specjalnych PRL-u, że w chwili próby całkowicie one zawiodły. Nie chciały bronić socjalizmu i jego funkcjonariuszy, gdyż ksiądz Czajkowski wpoił w nich chrześcijańskie zasady współżycia społecznego, które odrzucają przemoc, gwałt i niegodziwość.  Komunizm upadł więc bez rozlewu krwi i przez długi okres nie wiadomo było, właściwe dlaczego.

   Do wyjaśnienia pozostaje jeszcze zarzut, jakoby ksiądz Czajkowski, za swoje donosy (teraz już wiemy, że nie donosy, tylko działania duszpasterskie) pobierał stosowne wynagrodzenie. Jest to następne nieporozumienie! Osoby uczestniczące w życiu Kościoła wiedzą, że  kulminacyjnym momentem każdej mszy (oczekiwanym z utęsknieniem i drżeniem serca przez każdego duchownego), jest zbieranie na tacę. Jeśli swoje spotkania z esbekami, ksiądz Czajkowski traktował jako specyficzny rodzaj mszy, to oczywiście musiał zbierać na tacę, gdyż wymaga tego tradycja Kościoła.  Słabo opłacani funkcjonariusze SB, wrzucali na tacę pieniądze nie swoje , tylko służbowe, z których musieli się rozliczać z  przełożonymi.  Ksiądz profesor musiał więc kwitować odbiór „tacowego”, aby w papierach państwowej instytucji był porządek. Ot i całe nieporozumienie!

   Oceniając upadek komuny w Polsce z historycznej perspektywy, stwierdzić trzeba, że prawie w 100 % przyczynili się do niego duchowni Kościoła Rzymskokatolickiego.  Część z nich (ci od „korka, worka i rozporka”), tak zdemoralizowała  pracowników SB, że ci w chwili próby całkowicie komuchów zawiedli. Zajęci chlaniem gorzały, posuwaniem panienek i okradaniem państwowej kasy, ani myśleli nadstawiać karku za komuchów.  Inni  znów (jak ksiądz Czajkowski)  rozbroili esbeków ideologicznie, uporczywą i długotrwałą praca duszpasterską.  Dzięki tym dzielnym kapłanom, mamy w Polsce i demokrację i wolny rynek, a  prawa człowieka są przestrzegane. Są oczywiście przejściowe kłopoty, powodujące, że marzeniem większości Polaków jest  uciec z kraju jak najszybciej i najdalej,  ale cel zasadniczy został dzięki duchownym osiągnięty. Komuna upadła!

 

Anthony Ivanowitz

8. czerwca. 2006r.

www.pospoliteruszenie.org