Państwo nowoczesne, obyczajowo wyzwolone

 

                                                                                                                *

 

   W czasach mojej młodości (to jest w okresie obyczajowej ciemnoty, charakteryzującej cały okres PRL-u), każdy obywatel, czy to hetero, czy to homoseksualny, w zakresie zaspakajania swoich potrzeb seksualnych, zdany był – że się tak wyrażę – tylko na własne siły.  Tylko od niego zależało z kim, jak i kiedy ową potrzebę zaspokoi.  Komusze państwo tą sferą życia swoich obywateli nie interesowało się, chyba, że ten czy ów załapał wstydliwą chorobę. Wówczas  był leczony przymusowo przez państwową służbę zdrowia, dla dobra ogółu.

   Ciemnota obyczajowa tamtego okresu była porażająca. Każdy (czy to hetero, czy to homo) musiał z własnej kieszeni finansować eskapady seksualne. Nikomu nie przyszło wówczas  do głowy, że może być inaczej, na przykład tak,  by to władze państwowe  partycypowały finansowo  w zapewnienie „bzykania” temu, czy innemu obywatelowi.

   Uczciwie jednak przyznajmy, że koszty konieczne do poniesienia, by „bzyknąć”, nie były ponad kieszeń statystycznego Kowalskiego. Jeśli był on hetero, to po „przygruchaniu” partnerki, coś  jej kupował, jeśli był szkaradnej urody (kwiatka, wino, czy wstążkę do włosów), albo i nie, jeśli prezentował się jako tako,  opłacał hotel ( jeśli wszystkie ławki w parku i pobliska klatka schodowa, były akurat zajęte), i tanim kosztem załatwiał naglącą go potrzebę.

   Pedały (przepraszam: geje) miały jeszcze taniej. Udawał się taki jeden z drugim pod miejski szalet, czy łaźnię, a tam już czekali żądni seksu panowie. Z reguły nie oczekiwali oni w zamian ani kwiatka, ani wina czy wstążki do włosów, zadawalając się przeżyciami natury estetyczno-erotycznej, nie grymasząc przy tym  na urodę partnera.

   Taki nienowoczesny model zachowań seksualnych obowiązywał w PRL-u. W państwie demokratycznym, okazał się on całkowitym anachronizmem. Zasada, wedle której każdy obywatel sam finansuje własne przygody seksualne, zaś władze państwowe nie wykazują tą sferą życia swoich obywateli żadnego zainteresowania,  okazała się nie do pogodzenia z nowatorskimi, postępowymi prądami intelektualnymi, napływającymi do nas, ze zjednoczonej Europy.

   Władze demokratycznego państwa prawa, wyzwolonego z obyczajowego obskurantyzmu, nie mogą być bierne, wobec tak ważnej sfery życia obywateli jak „bzykanie”!  Musza wspierać finansowo tych, którzy „bzykają”, jednak nie wszystkich, tylko... gejów i lesbijki.

   Dlaczego tylko ich? Ano dlatego, że taki jest trend ogólnoeuropejski, a nawet światowy!  A wiadomo, że co dobre dla Europy i całego świata, to na pewno będzie również dobre dla Polski.  Jeśli zgodzimy się z tą konstatacją, to oczywiste staje się, że władze państwowe, powinny finansować organizacje gejów i lesbijek, gdyż nic tak nie podnosi prestiżu kraju na arenie międzynarodowej, jak informacja, że  organizacje homoseksualistów są utrzymywane z budżetu narodowego.

   Odpowiadając na interpelację poselską, dotyczącą źródeł finansowania  organizacji homoseksualistów w Polsce, szef prokuratury krajowej, Janusz Kaczmarek poinformował, że są one utrzymywane z pieniędzy... podatników. Organizacja „Lambda”, oraz Kampania przeciw Homofobii, otrzymują finansowe wsparcie od: Fundacji Batorego, Instytutu Spraw Publicznych, Komisji Europejskiej, Urzędu miasta Warszawy, Kancelarii Premiera, oraz resortu Pracy i Polityki Społecznej.

   Populiści i demagodzy zakrzykną w tym miejscu, że finansowanie z państwowej kasy, seksualnych ekscesów gejów i lesbijek, w sytuacji gdy kilkaset tysięcy  polskich dzieci jest chronicznie niedożywionych i chorych z tego powodu, (na co wskazują liczne badania socjologiczne) jest skandalem wołającym o pomstę do nieba!

   Chciałbym ich uspokoić. Pieniądze „pompowane” z budżetu państwa do organizacji polskich gejów, przynajmniej w części dotrą do rąk dzieci. Co prawda nie wszystkich, ale tylko tych, które świadczą usługi seksualne gejom, ale dobre i to. ( Homoseksualna prostytucja dzieci, z roku na rok staje się coraz poważniejszym problemem społecznym, o czym alarmują naukowcy zajmujący się tym problemem!). Taki sposób transferu pieniędzy z budżetu państwa, do rąk dzieci, jest godny pochwały! Dzieci zarobią i nauczą się szacunku do pracy, geje „podupczą” za państwowe pieniądze, prestiż polskiego państwa na arenie międzynarodowej wzrośnie, polscy politycy będą brylować na europejskich salonach, zbierając tam pochwały za tolerancyjną postawę i wspieranie odmiennych orientacji seksualnych...Jest się z czego cieszyć!

   Tylko nie wiem dlaczego, nóż w mojej  kieszeni sam się otwiera? Może dlatego, że jako stary, wychowany w komunie ramol, nie rozumiem awangardowych  prądów cywilizacyjnych , które przemienią  zjednoczoną Europę ... w co? W cywilizacyjne gruzowisko, które uprzątną i zagospodarują po swojemu, islamscy emigranci, którzy z jakiś powodów nie ulegają nowatorskim prądom obyczajowym, krzewionym przez zdegenerowane „elity” intelektualne zjednoczonej Europy.

 

                                                                                                                           

                                                                                                               *

 

 

 

   Tak zwane „parady” gejów, rozpoczęły się w Polsce dopiero wtedy, gdy organizacje ich  zrzeszające,  uzyskały stałe zasilenie finansowe z budżetu polskiego państwa. Wcześniej nie było komu „paradować”, gdyż homoseksualiści  też liczyć potrafią, i za darmo o własne prawa walczyć nie będą! Oburzenie władz państwowych, z powodu moralnej zgnilizny, jakie owe parady ponoć propagują,  jest więc hipokryzją czystej wody!  Najpierw,  takie czy inne państwowe instytucje, „pompują” kasę w organizacje homoseksualistów, zaś za chwilę inne państwowe instytucje oburzają się, że geje i lesbijki sobie „paradują”. Zamknąć kurek, z którego państwowa kasa wycieka do wesołych pań i panów, a problem  „parad”  i dyskryminacji homoseksualistów przestanie istnieć!  Wszystko wróci w stare, naturalne koleiny, czyli do zasady, że każdy obywatel, czy to „homo”, czy to „hetero”, sam finansuje swoje przygody seksualne!

   Oczywiście, takie rozwiązanie jest zbyt proste i „niepoprawne” politycznie, a więc niewykonalne w państewku  rządzonym przez polityków  inteligentnych inaczej! Jaki by się podniósł szum w całej Europie: polskie władze dyskryminują organizacje homoseksualistów, nie chcąc finansować ich jakże szczytnej działalności. Tego by tylko brakowało, aby Unia Europejska nałożyła na nas jakieś sankcje ekonomiczne, broniąc w ten sposób prawa gejów, do „dupczenia” za pieniądze polskiego podatnika!!

 

 

                                                                                                            *

 

 

   W innych krajach postkomunistycznych, też gejom nie lekko.  Hans Glaubitz, ambasador Holandii  w Estonii, salwował się ucieczką z tego kraju, wraz ze swoim mężem ( to znaczy żoną płci  męskiej), gdyż nie mógł zdzierżyć bezustannych szykan, jakich doświadczał on  i jego „małżonek”, ze strony  estońskich, zacofanych kmiotów. To, że ambasador jest gejem, mogli oni jeszcze jakoś zrozumieć i zaaprobować, ale żeby jego żona ( to znaczy mąż), była ... Murzynem??

   Jeden z estońskich brukowców napisał, że  przyjazd ambasadora geja z czarnym partnerem, trzeba traktować jako prowokację. W tak zacofanym społeczeństwie, wyzwolony obyczajowo ambasador nie mógł  pracować. Na własną prośbę został przeniesiony do Kanady. W tym państwie, orientacja seksualna dyplomatów i ich partnerów, nie jest przedmiotem zainteresowania ludności tubylczej, oswojonej już z wszelkimi perwersjami natury seksualnej.

 

 

                                                                                                          *

 

 

   Zachodnioeuropejscy aktywiści walczący o prawa dla różnych „mniejszości”, postulują objęcie prawami człowieka nie tylko gejów i lesbijki, ale również...goryli i szympansów. Tak to argumentują: pod względem genetycznym, małpy i ludzie w zasadzie nie różnią się (genotyp człowieka i małpy jest w 98 % identyczny). Genetycznie rzecz ujmując przyjąć należy, że małpy i ludzie należą do jednej wielkiej rodziny naczelnych. A w rodzinie, każdy jej członek musi mieć identyczne prawa.  Ponieważ jednak, w dwóch procentach, ludzie różnią się od małp, więc ostatecznie można by odmówić im prawa do adopcji ludzkich dzieci. Gdyby jednak o taka adopcję wystąpiła para małpich homoseksualistów, lub małżeństwo w którym jeden małżonek jest małpą, zaś drugi człowiekiem (lub odwrotnie!), to adopcja powinna być w takich sytuacjach prawnie dopuszczalna.

   Po objęciu prawami człowieka szympansów i goryli, przyjdzie kolej na inne ssaki. Gdy już i one uzyskają równe z ludźmi prawa, to zoofilia przestanie być uważana za obrzydliwe zboczenie, a stanie się równoprawną z innymi orientacją seksualną.

 

 

Anthony Ivanowitz

6. czerwca. 2006r.

www.pospoliteruszenie.org