Pomnik

 

 

   Spacerując ulicami miasta zauważyłem, że  jacyś wandale (jak początkowo sądziłem) pozrywali z   pomnika, wzniesionego jeszcze przez komuchów bohaterskiej Armii Czerwonej (tak ją określano w historii komuszej),  mosiężne tablice o powyższym informujące. Sądząc, że tablice zostały skradzione przez handlarzy złomem,  już chciałem na miejsce zdarzenia ściągać policję, na szczęście w drodze do komisariatu, spotkałem znajomego policjanta, który pomysł ten wybił mi z głowy. Wyjaśnił mi, że tablice pozrywano na polecenie władz miejskich, w ramach ogólnopolskiej akcji dekomunizacji i desowietyzacji pomników i nazw ulic.

   Pewien powiatowy polityk, jeden z pomysłodawców skasowania pomnika, wyjaśnił mi, że  monument został omyłkowo wystawiony nie tej armii co trzeba, co dopiero od niedawna stało się oczywiste. Jeśli Armia Czerwona okazała się być wredną okupacyjną zarazą, a nie jak to twierdziły wcześniej  komuchy, bohaterską wyzwolicielką  spod hitlerowskiego jarzma,  to rzecz jasna obelisk należało okaleczyć, dzięki czemu sprawiedliwości dziejowej stało się zadość.

   Zgadzając się całkowicie z logiką powyższego rozumowania, ośmielam się zauważyć, że ograniczenie się tylko do zerwania tablic z pomnika, to stanowczo zbyt łagodny gest , biorąc pod uwagę bezmiar krzywd doznanych przez polskie społeczeństwo od sowieckiego okupanta. Sowiecka okupacja prowadzona przez cały okres komunizmu, wyrządziła Polsce więcej szkód, niż 5 lat okupacji hitlerowskiej. Tak przynajmniej twierdzą  co poniektórzy politycy, w tym głównie orientacji narodowo katolickiej.

   W naturze każdej armii okupacyjnej leży, aby  ludność okupowanego kraju wyniszczyć, zaś gospodarkę zrujnować. Armia Czerwona, wkraczając na ziemie polskie, znalazła się w wyjątkowo kłopotliwej sytuacji, a to z tego powodu, że w dziele destrukcji ubiegła ją inna armia okupacyjna: hitlerowska. Zniszczenia, których ona dokonała, były tak wielkie, że chcąc nie chcąc, musieli  Sowieci co nieco odbudować (a to mosty, a to tory kolejowe), by hitlerowskiego gada móc gonić i w Berlinie dobić.

   Sytuacja skomplikowała się jeszcze bardziej po zakończeniu wojny. Okazało się bowiem, że wszystko co było do złupienia i zdewastowania, zostało tak właśnie przez armię niemiecką potraktowane, zaś ludność ledwie nogami powłóczy, i to w liczbie coś o 6 milionów mniejszej niż przed wojną. Mówiąc inaczej, brak było solidnych, materialnych i ludzkich zasobów, na których okupacyjna Armia Czerwona, mogłaby swej  dziejowej misji dokonać. Rada w radę opracowano na Kremlu szatański plan wyniszczenia polskiego narodu i gospodarki.

   Plan przewidywał najpierw odbudowę i rozwój polskiego przemysłu (z pomocą i pod nadzorem okupanta), poprawę warunków bytowania ludności i stymulowania na różne sposoby jej liczebnego wzrostu, by po pewnym czasie rozpocząć dzieło totalnego wyniszczenia. Ustalono, że godzina zero wybije, gdy pod względem gospodarczym, Polska stanie się dziesiątą potęgą gospodarczą świata, jeśli nie w rzeczywistości, to choćby na papierze wyprodukowanym przez partyjnych propagandzistów.  Rozwalenie tak rozbudowanej gospodarki, musiałoby się odbić szerokim echem na całym świecie, budząc respekt i strach  wrogów ZSRR.

   Stosowny moment nadszedł w roku 1989. Sowieccy towarzysze  zlecili zadanie zrujnowania  wszystkiego, swoim polskim pachołkom z PZPR-u. Ci jednak i tę robotę (jak każdą zresztą) spieprzyli, choć przyznać trzeba, że pewne sukcesy na tym polu osiągnęli: hiperinflację wywołali, rynek kompletnie zdezorganizowali, więzi kooperacyjne pomiędzy zakładami pozrywali. Jednak podstawowy trzon gospodarki – fabryki – tkwił nienaruszony.  Nieudolność polskich komuchów tak wkurzyła sowieckich okupantów, że  popędzili ich w cholerę, zaś do dzieła rozwalenia czego się da, najęli działaczy tak zwanej opozycji demokratycznej (to jest byłych działaczy PZPR, którzy wypisali się z tej organizacji, wcześniej niż pozostali). Ruskie „jenerały” wykombinowały to sobie tak: jeśli damy władzę stolarzom, suwnicowym, elektrykom oraz innym  fachowcom wyedukowanym w warsztatach przywięziennych, zaś głównym reformatorem „Prywiślańskiego Kraju” uczynimy byłego wykładowcę w  Wyższej Szkole Nauk Społecznych przy Komitecie Centralnym PZPR, to ludzie ci rozłożą wszystko czego się tkną, szybciej niż ktokolwiek inny. Plan się niestety powiódł, wobec czego okupacyjna Armia Czerwona mogła opuścić Polskę dokonawszy dzieła zrujnowania kraju polskimi rękoma, bez jednego wystrzału.                                                                                                                                                                                             Złupienie pomnika   poświęconego tej armii, jest w takiej sytuacji całkowicie uzasadnione, jednak  nie wystarczające. Pomnik należy wysadzić w powietrze, powstałą dziurę trzeba wypalić napalmem i wodą święcona. Na tak odkażonym gruncie należy wybudować miejski wychodek dla psów i kotów. Ku wiecznemu pohańbieniu  kacapów.

   A może inaczej? A może przyjąć do wiadomości oczywisty fakt, że ci wszyscy Rosjanie, sprawcy polskich nieszczęść, albo już nie żyją, albo stoją nad grobem. Współcześni Sowieci , nie odpowiadają za zbrodnie swoich rodziców i dziadków. Oba narody padły ofiarą zbrodniczego systemu i szalonej ideologii. W imię pokojowej przyszłości, trzeba  prześladowcom naszych przodków wybaczyć, i nie zgłaszać żadnych pretensji pod adresem  ich dzieci i wnuków. To pokolenie w niczym nam nie zawiniło!

   Zamiast uprawiać polskiego zajoba, polegającego na mieszaniu w grobach i historii, trzeba spojrzeć w przyszłość i dojrzeć w niej Rosję, jako gigantyczny kraj, kolosalny rynek zbytu na wszelkie towary, kraj życzliwych nam i pogodnych ludzi, którzy sami padli ofiara zbrodniczego systemu. A jednocześnie  Rosję, supermocarstwo  militarne, posiadające armie o potwornej sile niszczenia, zdolnej obrócić w perzynę dowolny kraj w czasie, w którym kapelani wojska polskiego nie zdążyliby się nawet przeżegnać.

   Z takim państwem nie ma żartów, o jego względy i sympatię należy zabiegać na wszelkie możliwe sposoby i na wszystkich szczeblach władzy. Innej bezpiecznej dla Polski alternatywy nie ma!!  Ci  którzy tego nie rozumieją, są głupcami, a jeśli dodatkowo politykami, to mogą nam napytać biedy, psując interesy polskim firmom w Rosji, (a więc tworząc plagę bezrobocia w kraju!) i sztucznie podsycając wzajemną nienawiść! To się może źle skończyć, i nikt na takiej polityce nie skorzysta!

   Zamiast burzyć pomniki Sowietom poświęcone, trzeba uczynić je symbolami pojednania pomiędzy naszymi narodami.  Odrestaurować je, na powtórne odsłonięcie zaprosić przedstawicieli  Rosji, Ukrainy, Białorusi, ich najważniejszych polityków, działaczy gospodarczych, artystów, studentów, naukowców, sportowców, itp. Przyjaźń z narodami byłego ZSRR leży w naszym dobrze pojętym interesie, tragiczna historia nie jest ku temu przeszkodą. Przeszkodą są durni, ograniczeni umysłowo politycy, których nie brakuje ani u nas, ani na wschodzie.

 

Anthony Ivanowitz

1. lipca. 2006r

www.pospoliteruszenie.org