Nasi w Białym Domu– komedia teatralna.

 

 

 

 

O S O B Y:

 

 

Premier III RP – Donald Tusk  jaki jest,  każdy widzi. Z powodu dziadka z Wermachtu, wiecznie zafrasowany!

Minister  Spraw Zagranicznych III RP  Radek Sikorski - też zafrasowany dzisiaj. A to z powodu głupiego dowcipu jaki opowiedział publicznie  po wybraniu Baraka Obamy ma prezydenta USA. „Czy wiecie, że Barak ma polskie korzenie? – zapytał Radek gości na pewnym przyjęciu...Jak to,  nie może być, dziwowali się goście...a tak to – odparł Radek - dziadek Baraka zjadł polskiego misjonarza!..” ..cha, cha, cha...cha, cha, cha, bawili się goście. Ale ten Radek to zgrywus! Cha, cha, cha.. A teraz Radek stracha ma, żeby z powodu tamtego wygłupu,  jakiegoś zgrzytu dyplomatyczego nie było. Cholera jasna, że też czasami człowiek coś tak palnie z głupia frant, a później żałuje!

Prezydent USA co za zbieg okoliczności, Barak Obama  też  zatroskany. Rozkaz musi wydać siłom zbrojnym USA, żeby Irak i Afganistan bombardować, a budżet na cen cel już prawie przekroczony.

Sekretarz Stanu USA   I Hillary Clinton  dzisiaj nie w humorze. O czasu skandalu jaki wywołał jej mąż będąc prezydentem USA (w czasie pracy zabawiał się w gabinecie owalnym – czy może oralnym - z Moniką Lewinsky  w taki sposób, że ona „robiła mu loda”, zaś on palił cygaro i załatwiał telefonicznie nie cierpiącą zwłoki sprawę wagi państwowej),  bardzo się zrobiła markotna.

Tłumacz – o nim  nieco więcej. Jest najdłużej pracującym tłumaczem w polskiej dyplomacji. Od niejednej katastrofy dyplomatycznej Polskę uratował, przekładając bełkot polskich polityków, na język zrozumiały dla innych. Najbardziej namęczył się z prezydentem Wałęsą. Gdy ten na przykład bredził coś o wspieraniu lewej i prawej nogi, aby wzmocnić siły polityczne będące pomiędzy nogami, tłumacz przekładał to na angielski mówiąc słuchaczom, że pan Wałęsa źle się dzisiaj czuje, i boli go zarówno prawa jak i lewa noga. Słuchacze kiwali głowami ze zrozumieniem i współczuciem, zaś pan Wałęsa  plutł dalej androny o minusach (czy plusach) dodatnich  i ujemnych, co tłumacz przekładał na angielski mówiąc, że pan Wałęsa pomimo bólu nóg pracuje intensywnie, co jest plusem jego charakteru, a i minusem zarazem, bo niszczy sobie zdrowie.... itd., itp

 

 

 

 

 

MIEJSCE AKCJI:  reprezentacyjna sala w Białym Domu; miejsce oficjalnych przyjęć delegacji międzynarodowych przez prezydentów USA. Przy długim stole siedzą polscy notable, Tłumacz,  Sekretarz Stanu USA. Prezydenta USA z nimi nie ma. To pierwsza wizyta polskiego Premiera w USA. Tematem rozmów będą „stosunki w naszej części Europy”.

 

 

 

AKCJA (kurtyna w górę)

 

 

 

Sekretarz Stanu: (wstaje z miejsca, dzwoni telefon „specjalny” od Prezydenta USA)

 

-         przepraszam Państwa na moment, telefonuje Prezydent, muszę odebrać, gdyż rozmowa dotyczyć będzie spraw wagi państwowej   (podchodzi do biurka, podnosi słuchawkę telefonu)

 

-         słucham cię  Barak,  Hillary z tej strony .....(uważnie słucha, Prezydent ma jej do zakomunikowania ważną informację)

 

Prezydent USA: (pomimo, że Prezydent mówi przez telefon, jego głos jest dla widzów słyszalny)

 

-         słuchaj  Hillary, wpadnę do ciebie na chwilę, chciałem z tobą skonsultować rozkaz, który wydam dzisiaj naszym siłom zbrojnym. Irak trzeba zbombardować żeby „Arabusy”  szacunku do nas nabrali

 

Sekretarz Stanu:

 

-         trochę jestem zajęta, ale wpadnij (Hillary wraca do stołu, siada)

 

-         szanowni Państwo, proponuję kilka minut przerwy, w czasie której odwiedzi mnie Prezydent. Muszę z  nim skonsultować pewną sprawę wagi państwowej ( w tym czasie otwierają się drzwi i do gabinetu wchodzi Prezydent USA. Podchodzi do stołu przy którym siedzą uczestnicy spotkania)

 

Prezydent USA:

 

-         pozwól Hillary na moment na stronę (Hillary wstaje, razem odchodzą w drugi koniec sali)

 

-         tych trzech, to co za jedni?  Ten kędzierzawy, bardzo  podobny do naszego nowego szefa ochrony, czyżby to on?

 

Sekretarz Stanu:

 

-         nie! to Premier Polski,  zaprosiłam go, ale zapomniałam ci o tym powiedzieć.

 

Prezydent USA:

 

-         zaraz, zaraz... przeglądałem rano raporty naszego wywiadu w Europie...i tam widziałem zdjęcie takiego tłuściutkiego kurdupla.(1) Pisali, że to tamten jest premierem. Mam ten raport z sobą,!(Prezydent USA otwiera teczkę, wyjmuje z niego raport wywiadu) sama zobacz (podaje raport Hillary)

 

Sekretarz Stanu: (przygląda się raz zdjęciu, raz siedzącemu przy stole Premierowi III RP)

 

-         faktycznie nie ten, do jasnej cholery, to kogo ja zaprosiłam? Co ten  Anthony za numer mi wykręcił?... ale obciach... ja do niego cały czas, panie premierze, a to nie premier, nawet nie wiadomo kto!

(Pani Hillary zdenerwowała się, odchodzi kilka metrów dalej, wyjmuje telefon komórkowy, wybiera numer)

 

Sekretarz stanu USA: (podniesionym głosem, rozmawia ze swoim podwładnym)

 

-         zwalniam cię,... jaki ty mi program spotkania przygotowałeś?! Wszędzie piszesz, że spotkam się z Premierem, a przyjechał  ktoś inny, nawet nie wiem kto... jesteś zwolniony (słucha wyjaśnień urzędnika, złość jej mija, uśmiecha się)... a to cię przepraszam , nie wiedziałam... co, strachu ci napędziłam??... przepraszam..(chowa telefon do torebki, wraca do prezydenta USA)

 

-         jest  o‘key. Anthony mi wyjaśnił. Gościmy jednak Premiera, a ten na zdjęciu to Prezydent Polski,  źle ci  zdjęcie podpisali. Jego brat  bliźniak(tego prezydenta) był premierem, ale 2 lata temu. Musisz tym swoim z wywiadu popędzić kota Barak, bo inaczej na głowę ci wejdą... Jak mój Bill był Prezydentem, to też mu takie knoty podsuwali! Wyobraź sobie, że pomylili na zdjęciach prezydenta Słowacji i Słowenii, i mój Bill myślał, że jest na Słowacji a był na Słowenii. Taki wstyd! Dopiero jak wrócił do domu, to się dowiedział o pomyłce!

 

Prezydent USA:

 

-         Już ja im pokaże gdzie raki zimują, nawet zdjęcia nie potrafią podpisać żeby się nie pomylić, pieprzone obiboki!

- a powiedz mi Hillary, ten co siedzi obok tego kędzierzawego, to kto?  Trochę on podobny do naszego szefa kuchni.

 

Sekretarz Stanu USA:

 

- to minister spraw zagranicznych Polski, Radek Sykorsky

 

Prezydent USA:

 

- a czy to nie ten, co to opowiadał, że ja mam polskie korzenie, bo mój dziadek zjadł polskiego misjonarza? Mam raport CIA, w którym mi o tym meldowali.

 

Sekretarz Stanu USA:

 

- też mi o tym doniesiono, to na pewno on.

 

Prezydent USA:

 

- a to bydlak, jaki bezczelny, jak gdyby nigdy nic przyjeżdża do nas i udaje, że nic się nie stało!

- Powiedz Hillary naszemu szefowi kuchni, żeby mu obiadu nie dał. Wszystkim niech poda, a jemu nie. Jak się będzie ten Sykorsky dopytywał dlaczego obiadu nie dostał, to niech mu szef kuchni odpowie, że jeszcze się polski misjonarz gotuje, bo bardzo żylasty był i , że potrwa to jeszcze jakieś 3 godziny.

 

Sekretarz Stanu USA:

 

- a może by im w ogóle nie dawać obiadu, powiem kierowcy żeby ich zwiózł do Mac Donalda, do tego w którym się strułeś 2 tygodnie temu?

 

Prezydent USA:

 

- może to i lepsze rozwiązanie,... tak, zawieź ich do Mac Donalda,  niech  ich tam trochę podtrują, tak  jak mnie 2 tygodnie temu! (w czasie pogawędki pana Prezydent i Sekretarza Stanu USA,  przy stole  polski premier i minister spraw zagranicznych, o czymś z ożywieniem dyskutują)

 

Premier:

 

- ty Radek, ale daliśmy plamę, nie mamy żadnego prezentu dla Baraka, co prawda w programie wizyty nie było spotkania z nim, ale jak już się pojawił a prezentu mu nie damy, to na wieśniaków wyjdziemy!  (zafrasowani myślą intensywnie)

- Radek, a z tych czterech flaszek „Żubrówki” które kazałem ci zabrać na drogę, to ile żeśmy w samolocie wypili?

 

Minister Sprawa Zagranicznych:

 

- trzy, jedna mi jeszcze została.

 

Premier:

 

- nie nadpoczęta?

 

Minister Spraw Zagranicznych:

 

- sprawdzę bo pewny nie jestem (otwiera walizkę, sprawdza)...nie nadpoczęta, nawet pasek akcyzy nienaruszony.

 

Premier:

 

- no to jesteśmy uratowani, damy Barakowi flaszkę „Żubrówki”, a na powrót kupimy jakąś  gorzałkę na lotnisku, daj mi  tą flaszkę, ( Radek wyjmuje z aktówki butelkę  i podaje  Donaldowi)...a nie masz jakiejś ładnej torebki żeby zapakować?

 

Minister Sprawa Zagranicznych:

 

- cholera – Donek - nie mam.

 

Premier:

 

- to nic, dam mu nie zapakowaną, Radek a powiedz mi jak to będzie po angielsku: w imieniu całego  narodu polskiego wręczam Panu, Panie prezydencie USA, naszą narodową  chlubę, wódkę „Żubrówka”

 

Minister Spraw Zagranicznych:

 

- zapiszę ci na kartce, żebyś jakieś głupoty nie palnął (zapisuje na kartce i podaje kartkę Premierowi, ten czyta)

 

Premier:

 

- Radek ile to ja ci już razy mówiłem żebyś pisał fonetycznie! Już mnie  denerwujesz z tą twoją głupią manierą pisania. Napisz jeszcze raz, ale tak jak mam wymawiać i wyraźnie żebym cię odczytał! (oddaje kartkę Radkowi, ten pisze fonetycznie i podaje poprawiony tekst Premierowi, ten czyta i chowa kartkę do kieszeni)

- no teraz dobrze, no to idę dać Barakowi flaszkę (wstaje od stołu i idzie w kierunku prezydenta USA,  trzymając w ręku  butelkę. Prezydent widząc zbliżającego się do niego Premiera  przerywa rozmowę z Hillary i z zaciekawieniem czeka na rozwój wypadków)

 

Prezydent USA:

 

- Hillary, zobacz, ten kędzierzawy idzie do nas z jakąś butelką, co on może chcieć? (w tym czasie Premier jest już przy nich. Wyjmuje z kieszeni kartkę i czyta z kartki przygotowany przez Radka tekst. Kończy czytać i wręcza butelkę Barakowi, ten zakłopotany bierze butelkę)

- Co on powiedział? Hillary poproś go żeby mówił po angielsku, bo ja nie znam polskiego.

 

Sekretarz Stanu USA:

 

- a myślisz, że ja znam? Poczekaj dam tą kartkę tłumaczowi niech powie o co chodzi (wyrywa kartkę z dłoni zaskoczonego Premiera  i idzie z nią do  tłumacza, ten czyta i tłumaczy, po chwili Hillary wraca)

- on dał ci prezent od całego narodu polskiego, to jest najlepsza w Polsce wódka, nazywa się „Zubówka”, ale osobiście nie radzę ci abyś ją pił.

- pamiętasz jak mnie mój Bill urządził z tą Moniką Lewinsky?

 

Prezydent USA:

 

- pewnie, że pamiętam, ona mu robiła loda, a on w tym czasie palił cygaro i rozmawiał przez telefon.

 

Sekretarz Stanu USA:

 

- wiesz, że im tak odbiło właśnie po  „Zubówce”?? Tak mi Bill tłumaczył. Dał mu tą „Zubówkę” poprzedni prezydent Polski, nie pamiętam już jak on się nazywał, ale  jak sobie popił to się we flagę polska owinął, zapytam Radka jak on się nazywa, bo mnie to będzie męczyć (krzyczy w stronę polskiego Ministra Spraw Zagranicznych)..

- Radek jak się nazywał ten Wasz poprzedni prezydent, który jak sobie u nas popił to się flagą polska owinął i śpiewał chyba hymn związku sowieckiego?

 

Minister Spraw Zagranicznych:(krzyczy w stronę Hillary, w tym czasie Premier wraca do stołu))

 

- Kwaśniewski Aleksander

 

Sekretarz Stanu USA:

 

- o właśnie: Kwasniewsky

 

Prezydent USA:

 

- a ile trzeba wypić tej „Zubówki” żeby mieć taki odlot jak  miał twój Bill z Moniką?

 

Sekretarz Stanu USA:

 

- Bill mówił, że on wypił dwa kieliszki, a Monika jeden. I całkiem głowy potracili!  Co ja się przez tą „Zubówkę” wstydu najadłam, mówię ci Barak: wylej to świństwo do zlewu i nie pij!

 

Prezydent USA:

 

- mówisz, że dwa kieliszki, (myśli..) to cała butelka starczy mi na jakiś tydzień, powiedz temu swojemu  Radkowi żeby mi podesłał z 10 butelek.

 

Sekretarz Stanu USA:

 

- mogę powiedzieć, ale zobaczysz, że  będziesz żałował!

 

Prezydent USA:

 

-nic mi nie będzie, a trochę rozrywki  należy mi się!

- Hillary, a teraz wracając do spraw służbowych:  jeśli to jest Premier Polski, to załatw z nim wysłanie do Afganistanu tysiąca polskich żołnierzy. Żadne inne państwo nie chce nam pomóc, a szkoda naszych chłopców, by ich Talibowie masakrowali! Już mi Kongres robi koło pióra z tego powodu. Załatw to z nim!

 

Sekretarz Stanu USA::

 

- co mu za to obiecać?

 

Prezydent USA:

 

- Obiecaj mu 5 samolotów transportowych do wyremontowania

 

Sekretarz Stanu USA:

 

-  to już obiecał Polakom Bush, jak z nami na Irak napadli.

 

Prezydent USA:

 

-  faktycznie, zapomniałem. To nic im nie obiecuj. Polacy to dumny naród i nieboszczyków na dolary nie będą przeliczać. Zobaczysz, że zgodzi się wysłać żołnierzy za darmo i sam zadeklaruje, że wszelkie koszty pokryje rząd polski!

 

-  wracaj do stołu, posiedzę z wami z pięć minut i uciekam, kota muszę wyprowadzić na spacer ( obaj wracają do stołu, Hillary będzie dokonywać   prezentacji)

 

 

 

Sekretarz Stanu USA: (donośnym, uroczystym głosem)

 

- szanowni państwo, chciałbym przedstawić Wam Prezydenta USA (polski Premier i Minister  Spraw Zagranicznych  wstają z miejsc, witają się z Prezydentem USA)

 

Prezydent USA:

 

-  witam pana Premiera z Polski!  Mówiła mi Hillary, że ta wasza „Zubówka”   cuda czyni z człowiekiem i to już po dwóch kieliszkach. Nie ma pan premier chociaż jeszcze jednej butelki, żebym miał na zapas?

 

Premier III RP:

 

-  Przykro mi, wzięliśmy ze sobą cztery flaszki,  trzy wypiliśmy w samolocie.  Pocztą dyplomatyczną podeślę.

 

Prezydent USA:

 

-  proszę  podesłać  z 10 butelek, żeby mi na jakiś czas wystarczyło. Dam też na skosztowanie jedną flaszkę Hillary, swojego Billa poczęstuje! (wybucha rubasznym śmiechem, polscy notable też śmieją się, choć nie bardzo wiedzą z czego, Hillary zrobiła kwaśną minę)

- ja już muszę Państwa opuścić, jak będzie pan Premier następnym razem w Ameryce, to proszę dwa dni wcześniej do mnie zatelefonować, to pokażę Panu mojego kota,  bardzo zmyślne zwierzątko... powiem mu: daj łapkę- jak pies podaje. Powiem: pomerdaj ogonkiem – merda. Teraz uczę go aportować...już  przynosi piłeczkę którą mu rzucam, ale jeszcze nie chce mi oddać.

 

- A pan Premier ma jakieś zwierzątko w domu?

 

Premier III RP:

 

- też mam kota, ale takich sztuczek nie umie.

 

Prezydent USA:

 

- a jak się wabi pana kotek, bo mój: Dżordż

 

Premier III RP:

 

- moją kotkę nazwałem Izabel

 

Prezydent USA:

 

- bardzo ładnie, bardzo ładnie...następnym razem proszę przyjechać do mnie z Izabel, to pobawi się z moim Dżordżem

 

-  no muszę już uciekać, rozkaz muszę podpisać o bombardowaniu Iraku. Chcę żeby dzisiaj zaczęli i do weekendu skończyli, żeby nadgodzin im nie płacić. Kongres się mnie czepia, że za dużo na wojnę w Iraku wydaję. No żegnam i życzę owocnych obrad..(Prezydent USA żegna się z premierem III RP i wychodzi pospiesznie)

 

- no to do widzenia,  Hillary da panom jakiś prezent, o ile nie zapomni. (niestety zapomni)

 

Premier: (nachyla się do Radka, szepce mu do ucha)

 

- Radek, coś  ty mi na tej kartce napisał? Przeczytałem tak jak mi napisałeś, a oni nic nie zrozumieli, tłumacz musiał pomagać.

 

Minister Spraw Zagranicznych:

 

-  Donek, coś mi się zdaje, ze chyba kartki pomyliłeś wyciągając   z kieszeni, bo  odniosłem wrażenie, że mówiłeś coś po węgiersku.

 

Premier: (wyciąga z kieszeni cały plik kartek, przegląda je)

 

- cholera jasna, kartki pomyliłem. Jasny gwint, muszę zrobić porządek w kieszeniach, bo jeszcze jakieś nieszczęście z tego wyniknie! Zobacz Radek (pokazuje Radkowi kartkę)  przeczytałem  po węgiersku  powitanie nowego ambasadora Węgier w Polsce...jasny gwint...trochę za dużo w  samolocie wypiliśmy „Żubrówki”. Całe szczęście, że tłumacz stanął na wysokości zadania i  przetłumaczył co trzeba (tłumacz słyszy to i szepcze sam do siebie)

 

Tłumacz:

 

- co wy byście palanciki  beze mnie zrobili? Jak dzieci we mgle, kury takim szczać prowadzać, a nie w politykę się bawić! I tak już od 20 lat! Z każdym rokiem, coraz to większe  palanciki! Chyba  rzucę tą  robotę w cholerę, niech się ktoś młodszy z nimi męczy!

 

 

Sekretarz Stanu USA:

 

- no to kontynuujmy obrady (uczestnicy spotkania siadają za stołem)...panie Premierze, panie Ministrze: potrzebujemy 2000 waszych żołnierzy.

 

Premier III RP:

 

- oczywiście wyślemy: dokąd i kiedy?

 

Sekretarz Stanu USA::

 

- od stycznia i do Afganistanu

 

Premier III RP:

 

- załatwione, na nasz koszt oczywiście i niczego w zamian nie oczekujemy! Dumę swoja mamy i nieboszczyków na dolary przeliczać nie będziemy.

 

Sekretarz Stanu USA::

 

- damy wam w zamian 5 samolotów transportowych do wyremontowania.

 

Premier III  RP:

 

- w imieniu narodu polskiego serdecznie dziękuję. Jestem szczęśliwy, że możemy od was te samoloty otrzymać. Poprzednie 5 stoi  jeszcze nie wyremontowanych, bo części zamiennych nie mamy. Powyciągamy części  z jednych, powkładamy do drugich i może jeden samolot który będzie latał, z dziewięciu   pozostałych wyszykujemy. W imieniu polskiego społeczeństwa, serdecznie Wam Amerykanom, naszym przyjaciołom, dziękujemy! (Premier wstaje z miejsca, zbliża się do Hillary i zaczyna ja całować po rękach)... dziękujemy, w imieniu narodu polskiego jeszcze raz dziękujemy. Takie czterdziestoletnie samoloty, to jak  w sam raz dla naszej armii, bardzo nowoczesne. A, że trochę popsute to i lepiej, przynajmniej katastrof nie spowodują. Dziękuję Hillary, prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie (Premier całuje Hillary coraz żarliwiej, ta  wyrywa się z jego objęć. Premiera klęka i próbuje całować Hillary  po nogach - albo i miał jeszcze jakieś inne wobec niej  zamiary , po „Zubówce” nigdy nic nie wiadomo. Hillary jednak delikatnie odpycha Premiera i odchodzi kilka metrów, zostawiając Donalda na kolanach)

 

Sekretarz Stanu USA: (z obrzydzeniem wyciera chusteczką miejsca w które całował ją Premier)

 

- Radek, ile tej „Zubówki” w samolocie wypił ten twój premier? Widziałeś jak mnie wycałował? A jak poślinił? (wyciera się chusteczką). Teraz to już wierzę mojemu Billowi, że mu wtedy tak odbiło z Moniką po „Zubówce”. 

-  a z tymi samolotami to zrobimy tak: przyślemy Wam do pomocy emerytowanego technika lotnictwa, on wam pokaże jak te samoloty wyremontować. Ma doświadczenie, przez 40 lat - od nowości aż do złomowania -  je remontował

 

- no to myślę, że najważniejsze sprawy omówiliśmy i możemy spotkanie zakończyć. Well, well, well, jak to mówią Anglicy. Time to beer.( dajmy szansę występu dla Tłumacza, niech i on wykaże swoją przydatność)

 

Tłumacz:

 

- pani Hillary powiedziała, że jest dobrze i czas na piwo.

 

Sekretarz Stanu USA:

 

-  zapraszam na obiad do  ulubionej restauracji   Baraka.  Dwa tygodnie temu się  tam  struł, to znaczy co ja mówię, że się struł? Nie struł się, tylko trochę zasłabł z przejedzenia. Później  zapraszam na piwo, kupi je wam nasz kierownik ochrony, wypijecie  w samochodzie, podczas zwiedzania  Waszyngtonu. Ja już żegnam i życzę miłego pobytu w USA ( żegna się z Premierem żartobliwie grożąc mu palcem, wychodzi, po chwili coś sobie przypomina, wraca)

- proszę ograniczyć ilość wypijanej „Zubówki” panie Premierze, bo skończy Pan jak mój Bill!

- acha, jeszcze jedno, na śmierć bym zapomniała. Bardzo rozbrykał się ostatnio premier Rosji Putin, no i ten ich prezydent, wyleciało mi z głowy jak on się nazywa. Trzeba by im nosa przytrzeć. Uradziłam z Barakiem, żeby  nasze rakiety  ustawić  im pod nosem, najlepiej w Polsce, to szacunku do nas nabiorą. Przygotujcie jakieś miejsce, niedaleko granicy z  Ruskimi, to silosy na te rakiety tam pobudujemy i bazę wojskową wyszykujemy! Za tą fatygę jeden samolot transportowy więcej do wyremontowania dorzucę! (spogląda na Premiera, ten jakby szykował się do dziękowania za dodatkowy samolot, już zerwał się z krzesła, już chciał biec  i ma kolanach dziękować , jednak Hillary uprzedza jego zamiary)

- Panie Premierze, proszę już nie dziękować za ten dodatkowy samolot, zawsze to dla nas taniej wam oddać, niż  na złom wywieźć (Premier nieco zawiedziony wraca do stołu i siada), a ty Radek wpadnij do mnie za kilka tygodni, to umowę podpiszemy na te silosy rakietowe.

 (Hillary wychodzi z Sali konferencyjnej, Premier czyści nogawki spodni, gdyż klękając przed Hillary nieco je uwalał w błocie, którego z Radkiem nanieśli na salony. Po doprowadzeniu spodni do jako takiego stanu,  polscy notable wychodzą, bo bardzo zgłodnieli i spieszą się na obiad do Mac Donalda)

 

 

KURTYNA

 

 

 

Władek z Chicago (vel Anthony Ivanowitz)

1. marca. 2010r.

www.pospoliteruszenie.org

 

 

 

 

 

 

 

(1)   Dawno, dawno  temu, gdy Władek był jeszcze kilkunastoletnim szczawikiem, dziadek  Władka opowiedział mu historyjkę, którą usłyszał z kolei od swojego ojca, czyli pradziadka Władka (ale mi się pięknie zrymowało: pradziadka – Władka).  Musze się tutaj w końcu przyznać do pewnej  wstydliwej historii  rodzinnej. Otóż pradziadek Władka był rodowitym Rosjaninem urodzonym w Moskwie! Ale to jeszcze nic! On – ten pradziadek Władka- wysługiwał się caratowi  jako sędzia  w guberni piotrkowskiej. Ale sprawiedliwy i wesoły był z niego sędzia i podobno krzywdy żadnemu uczciwemu Polakowi  nie wyrządził.  Pradziadek opowiedział mojemu dziadkowi taką oto taką historyjkę (a dziadek mi ją powtórzył): pewien obywatel zaskarżył do sądu sąsiada, gdyż ten publicznie nazwał go „kurduplem”.(Przypominam, że rzecz działa się na ziemiach polskich pod zaborem rosyjskim, konkretnie w guberni piotrkowskiej).  Sędzia – mój pradziadek Aleksandr  Iwanowicz   Baszmaczkin - nie mógł zrozumieć znaczenia słowa „kurdupel” (gdyż słabo znał język polski) i poprosił o wyjaśnienie sekretarza sądu, Polaka. Ten wyjaśnił mu, że  słowo „kurdupel” oznacza człowieka niskiego wzrostu. Tak się złożyło, że i sędzia i sekretarz również byli niskiego wzrostu. Chcąc załagodzić spór, sędzia zwrócił się do obrażonego tymi słowy: „..i o co się Pan Szanowny tak obraził? I pan jesteś kurdupel, i ja jestem kurdupel i pan sekretarz jest kurdupel. Wszyscy jesteśmy  kurduplami, i po co się tak od razy obrażać?...” Obecni na sali sądowej przyjęli  wystąpienie sędziego salwą śmiechu, wesołość udzieliła się też obywatelowi niskiego wzrostu, który wycofał pozew i było po sprawie. Historyjkę powyższą przypominam na wypadek, gdyby się pan Prezydent  – nie daj Bóg –obraził. Nie ma powodu panie Prezydencie; Pan jesteś niskiego wzrostu, Pana brat jest niskiego wzrostu , prezydent Rosji ma 162 cm wzrostu a więc i on  kurduplowaty. Ja co prawda mam 182 centymetrów   wzrostu ale mierzone w kapeluszu tego rodzaju z którego iluzjoniści wyciągają króliki, a bez kapelusza – to szkoda gadać. Słowem: - wszyscy jesteśmy kurduplami, czyli ludźmi niskiego wzrostu. Czy z tego powodu mamy się obrażać, że   ktoś  o tym przypomni?