Komedyjka. Rodzinka, ach rodzinka...

 

 

O S O B Y:

 

 

  1. Ojciec – mężczyzna czterdziestoletni. Ksawery mu na imię. Mieszka z matką Żemka na

                    kocią łapę”, czyli jest konkubentem. Nie jest biologicznym ojcem Żemka,

                   tego spłodził jeden z poprzednich konkubentów. Ale troszczy się o Żemka jak

                    rodzony ojciec: lekcje pomoże odrobić, a jak trzeba to i pasa w celach wycho-

                   wawczych użyje.

  1. Matka – kobieta „po przejściach”, z wyglądu sześćdziesięcioletnia, choć jest młodsza

                           od Ksawerego o kilka lat. Ksawery to jej 9 konkubent. Bardzo ona    wyma-

                          gająca w stosunku do swoich kolejnych „partnerów życiowych”,  może

                          dlatego testuje już dziewiątego? Wypić, zakąsić i pohulać bardzo lubi, nie

                          zawsze z Ksawerym, często więc na tym tle dochodzi do domowych awantur

                         kończących się z reguły interwencją policji.

  1. Żemuś – uczeń trzeciej klasy szkoły podstawowej.  Pomimo młodego wieku z nie-

                     jednego pieca chleb jadł. Mama i kolejni konkubenci dali mu solidnie po-

                    palić. Nie raz i nie dwa oberwał, nie dojadł i nie dospał. Taki to już pieski

                   żywot dziecka konkubiny i konkubenta!

 

MIEJSCE AKCJI: jednopokojowe mieszkanie w komunalnej ruderze, udającej budynek mieszkalny. Pomieszczenie zręcznie łączy funkcje kuchni, sypialni i łazienki. Na zdezelowanym tapczanie leży Ojciec, popijając piwo. Przy stole kuchennym siedzi Żemek i odrabia lekcje. Przy kuchni węglowej stoi Matka i gotuje obiad. Mieszkanie jest zaniedbane, sprzęty zniszczone. Ogólny nieład i zapuszczenie, typowe w mieszkaniach zasiedlonych przez konkubentów, nadużywających alkoholu i żyjących z zapomóg opieki społecznej.

 

AKCJA  (kurtyna w górę)

 

 

Ojciec

-          jak coś nie wiesz, to pytaj, pomogę ci. Szybciej lekcje odrobisz, to skoczysz mi po piwo. Ostatnie mi zostało. No pytaj!

Żemek:

-          piszę wypracowanie o jeżach - na przyrodę. Nie wiesz tato, jak długo żyją jeże?

Ojciec:

-          a chuj ich tam wie!

Żemek:

-          to może wiesz jak długie kolce maja jeże?

Ojciec:

-          a chuj ich tam wie!

Żemek:

-          a czym się jeże żywią?

Ojciec:

-          a chuj  wie, czym się takie kolczaste skurwysyny żywią, pewnie tak jak wszyscy!

Matka:

-          przestań Żemuś ojcu głowę zawracać. Nie widzisz, że zajęty jest? Odpoczywa od rana po nocnej pijatyce!

Ojciec:

-          niech pyta! Kto w tym domu powie mu więcej o jeżach niż ja? Może ty? Pytaj Żemuś, pytaj! Szybciej lekcje odrobisz, to skoczysz mi po piwo. Suszy mnie jak wielbłąda na pustyni. A o wielbłądach nic tam nie masz do napisania? Też bym ci o nich wszystko powiedział.

Żemek: (nic o jeżach nie napisał, postanowił przepisać wypracowanie od kogoś innego, tuż przed lekcją.)

-          przyrodę już odrobiłem, gdyby nie tata, to nie wiedziałbym co o tych jebanych jeżach napisać! Jeszcze mi religia została. Ksiądz kazał nam napisać pracę domową. Mamy zapytać rodziców z czym się im kojarzy konkordat.

Ojciec:

-          a co to takiego ten „konkordat”, Żemuś? Pierwsze o czymś takim słyszę!

Żemek:

-          przeczytam definicję, którą nam podyktował ksiądz. (otwiera zeszyt, zaczyna czytać powoli, zacinając się): „...konkordat to umowa międzynarodowa, zawarta pomiędzy państwem polskim a Watykanem, regulująca całokształt stosunków  dyplomatycznych, ekonomicznych i wyznaniowych pomiędzy....”

Ojciec:

-          przestań Żemuś, nic z tego nie zrozumiałem, a zresztą koło chuja mi to lata!

Żemek:

-          ale ja mam napisać z czym ci się kojarzy konkordat!

Ojciec:

-          koło chuja mi to lata, już ci mówiłem! Jakiś kurwa „konkordat – srondart”! Jakich was tam głupot uczą! Liczyć by Was dobrze nauczyli... wylicz ile jest 124 x 236 ... no, ile?

Żemek:

-          tak od razu, to nie wiem.

Ojciec:

-          no widzisz! Liczyć was nie nauczyli, a jakimś głupim „konkordatem” głowę zawracają, chuje jebane!

Żemek:

-          to co mam w końcu wpisać do zeszytu, z czym się tacie konkordat kojarzy?

Ojciec:

-          już ci powiedziałem: koło chuja mi to lata! A co może latać koło chuja, jak go wyciągniesz na wierzch, przykładowo aby się odlać? No co?

Żemek:

-          no mucha może latać, komar, pszczoła,... wróbel, albo gołąb...

Ojciec:

-          z tym wróblem, czy gołębiem to przesadziłeś, one ci na fujarze nie usiądą, ale reszta może latać, a nawet upierdolić... bardzo dobrze!... czyli mówiąc ogólnie, koło chuja mogą latać owady... tak?

Żemek:

-          no tak, owady

Ojciec:

-          to wpisz, że konkordat kojarzy się twojemu ojcu z owadami, wpisałeś?

Zemek:

-          wpisałem, tylko nie wiem, czy ksiądz będzie z takiego tatowego  skojarzenia zadowolony

Ojciec:

-          jak coś będzie podskakiwał, to postrasz go, że jak tylko wytrzeźwieję, to pójdę do szkoły i tak mu zapierdolę, że  popamięta mnie ruski rok!

-          skończyłeś już lekcje?

Żemek:

-          skończyłem

Ojciec:

-          to zapierdalaj po piwo, kup tyle ile udźwigniesz, 40 udźwigniesz?

Żemek:

-          ostatnio dźwigałem 35, ale myślałem, że już nie doniosę! Ręce to mnie 2 dni bolały.

Ojciec:

-          to kup na początek 20, a później obrócisz po raz drugi.

Żemek:

-          a nie naprawił by mi tato rowerka, to bym nim po piwo pojechał?

Matka:

-          napraw mu w końcu ten jebany rowerek, zobacz jak mu się ręce powyciągały od noszenia piwa... tak to by woził rowerkiem. Wygląda jak małpiszon, już go tak w szkole przezywają!

Ojciec:

-          patrzcie ich, jaka szlachta! Naprawiaj im rowerek! Rzuć wszystko i rowerek im naprawiaj! Człowiek nie wie  w co ręce włożyć i wszystko rzuć i  rowerek naprawiaj! Ja w jego wieku wszędzie na pieszo dumałem, i ani w głowie mi był jakiś rowerek!  A co to nóg nie masz? ...Obrobię się, to ci kiedyś ten jebany rowerek naprawię... a teraz zapierdalaj po piwo, bo już mnie nerwy biorą i przyjebać mogę... no już zapierdalaj...(Żemuś zrywa się z miejsca, bierze ogromna torbę i pospiesznie wybiega z mieszkania. Ojciec przewraca się na drugi bok i zasypia, za chwilę zaczyna chrapać donośnie. Matka gotuje obiad... Mija kolejny, szczęśliwy dzień katolickiej, kochającej się rodziny,...  gdzieś w Polsce)

 

 

 

K U R T Y N A

 

 

PS. Dawno, dawno temu (jeszcze za komuny), autor komedyjki  tez musiał napisać wypracowanie do szkoły, a był wówczas uczniem 4 klasy podstawówki. Niestety, rodzice Anthonego nie byli tak skorzy do pomocy w odrabianiu lekcji jak Ksawery, więc wypracowania Anthony nie napisał. Pech chciał, że nauczycielka wezwała do odpowiedzi właśnie jego, i poleciła mu by przeczytał wypracowanie. Cóż było czynić? Anthony na poczekaniu wymyślił całe wypracowanie, udając, że czyta je z zeszytu. Nauczycielka pochwaliła styl i treść, wstawiła do dziennika piątkę, ale postanowiła jeszcze sprawdzić, czy wypracowanie nie zawiera błędów ortograficznych... poprosiła o zeszyt. Wówczas Anthony... zemdlał. Cała klasa rzuciła się do ratowania Anthonego, nauczycielka spanikowała i pobiegła po pielęgniarkę. W powstałym zamieszaniu zaginął gdzieś zeszyt  Anthonego i nigdy już się nie odnalazł. Takich forteli musieli się imać uczniowie komuszych szkół, żeby jakoś związać koniec z końcem. Teraz uczniowie mają lżej: przyniesie taki jeden z drugim zaświadczenie od lekarza, czy psychologa, że jest „dyslektykiem” , czy „dysgrafikiem”  i już może się nie uczyć, i już może bezkarnie błędy walić. Lekcji nie odrobi, to nie on musi zemdleć żeby się z opresji ratować , ale nauczyciel, jeśli  lekkomyślnie o zeszyt poprosi. Taki postęp w edukacji się dokonał!

 

 

 

 

Anthony Ivanowitz

20. października. 2006r

www.pospoliteruszenie.org