Komedyjka. Spotkanie w Białym Domu

 

 

O S O B Y:

 

  1. Premier IV RP – jaki jest każdy widzi
  2. Minister Obrony Narodowej IV RP – jak wyżej
  3. Prezydent USA – jak wyżej
  4. Vice Prezydent USA  - jak wyżej
  5. Sekretarz Stanu USA – jak wyżej
  6. Tłumacz – o nim kilka słów powiedzieć by należało. Jest najdłużej pracującym tłumaczem w polskiej dyplomacji. Od niejednej katastrofy dyplomatycznej Polskę uratował, przekładając bełkot polskich polityków, na język zrozumiały dla innych. Najbardziej namęczył się z prezydentem Wałęsą. Gdy ten na przykład bredził coś o wspieraniu lewej i prawej nogi, aby wzmocnić siły polityczne będące pomiędzy nogami, tłumacz przekładał to na angielski mówiąc słuchaczom, że pan Wałęsa źle się dzisiaj czuje, i boli go zarówno prawa jak i lewa noga. Słuchacze kiwali głowami ze zrozumieniem i współczuciem, zaś pan Wałęsa  plutł dalej androny o minusach (czy plusach) dodatnich  i ujemnych, co tłumacz przekładał na angielski mówiąc, że pan Wałęsa pomimo bólu nóg pracuje intensywnie, co jest plusem jego charakteru, a i minusem zarazem, bo niszczy sobie zdrowie.... itd., itp

 

 

MIEJSCE AKCJI:  reprezentacyjna sala w Białym Domu; miejsce oficjalnych przyjęć delegacji międzynarodowych przez prezydenta USA. Przy długim stole siedzą polscy notable, Tłumacz, oraz Vice Prezydent i Sekretarz Stanu USA. Prezydenta USA z nimi nie ma. To pierwsza wizyta polskiego Premiera w USA. Tematem rozmów będą „stosunki w naszej części Europy”.

 

AKCJA (kurtyna w górę)

 

Vice Prezydent USA: ( wstaje z miejsca, dzwoni telefon „specjalny” od Prezydenta USA)

-         przepraszam Państwa na moment, telefonuje Prezydent, muszę odebrać, gdyż rozmowa dotyczyć będzie spraw wagi państwowej   (podchodzi do biurka, podnosi słuchawkę telefonu)

-         słucham cię  George, Dick z tej strony .....(uważnie słucha, Prezydent ma mu do zakomunikowania ważną informację)

Prezydent USA: (pomimo, że Prezydent mówi przez telefon, jego głos jest dla widzów słyszalny)

-         słuchaj Dick, wpadnę do ciebie na chwilę, chciałem z tobą skonsultować rozkaz, który wydam dzisiaj naszym siłom zbrojnym. Irak trzeba zbombardować żeby Arabusy szacunku do nas nabrali

Vice Prezydent USA:

-         trochę jestem zajęty, ale wpadnij (Dick wraca do stołu, siada)

-         szanowni Państwo, proponuję kilka minut przerwy, w czasie której odwiedzi mnie Prezydent. Muszę z  nim skonsultować pewną sprawę wagi państwowej ( w tym czasie otwierają się drzwi i do gabinetu wchodzi Prezydent USA. Podchodzi do stołu przy którym siedzą uczestnicy spotkania)

Prezydent USA:

-         pozwól Dick na moment na stronę (Dick wstaje, razem odchodzą w drugi koniec sali)

-         ten mały kurdupel przy stole, to kto? Bardzo on podobny do naszego nowego szefa ochrony, czyżby to on? (1)

Vice Prezydent USA:

-         nie! to Premier Polski, Kondoliza go zaprosiła

Prezydent USA:

-         zaraz, zaraz... przeglądałem rano raporty naszego wywiadu w Europie...i tam widziałem zdjęcie tego gościa. Mam ten raport z sobą, tylko coś mi się wydaje, że pisali w nim, że to Prezydent Polski, a nie Premier!(Prezydent USA otwiera teczkę, wyjmuje z niego raport wywiadu) sam zobacz (podaje raport Dickowi)

Vice Prezydent USA: (przygląda się raz zdjęciu, raz siedzącemu przy stole Premierowi IVRP)

-         faktycznie ten sam, a piszą, że to Prezydent. Przez cały czas spotkania „panie premierze” mówiliśmy do niego... ale obciach... powiem Kondolizie (wraca do stołu, nachyla się do ucha Kondolizy, szepcze)

-         słuchaj, ale obciach! Ten gość z Polski z którym rozmawiamy, to Prezydent, nie Premier. Georg ma raport wywiadu ze zdjęciem,... to Prezydent, a my do niego cały czas nadajemy „panie premierze”... ale obciach...(Kondoliza zdenerwowała się, wstaje energicznie od stołu, odchodzi kilka metrów dalej, wyjmuje telefon komórkowy, wybiera numer)

Sekretarz stanu USA: (podniesionym głosem, rozmawia ze swoim podwładnym)

-         zwalniam cię,... jaki ty mi program spotkania przygotowałeś?! Wszędzie piszesz, że spotkam się z Premierem, a przyjechał Prezydent Polski,,, jesteś zwolniony (słucha wyjaśnień urzędnika, złość jej mija, uśmiecha się)... a to cię przepraszam , nie wiedziałam... co, strachu ci napędziłam??... przepraszam..(chowa telefon do torebki)

-         jest  o‘key. Anthony mi wyjaśnił. Gościmy jednak Premiera, a ten na zdjęciu to Prezydent, jego brat bliźniak, podobni do siebie jak dwie krople wody... zwykłe nieporozumienie

Prezydent USA:

-         Dick, jak to jest Premier, to załatw z nim wysłanie do Afganistanu tysiąca polskich żołnierzy. Żadne inne państwo nie chce nam pomóc, a szkoda naszych chłopców, by ich Talibowie masakrowali!. Już mi Kongres robi koło pióra z tego powodu. Załatw to z nim!

Vice Prezydent USA:

-         co mu za to obiecać?

Prezydent USA:

-         Obiecaj mu 5 samolotów transportowych do wyremontowania

Vice Prezydent USA:

-         to już obiecywaliśmy Polakom, jak z nami na Irak napadli

Prezydent USA:

-         faktycznie, zapomniałem. To nic im nie obiecuj. Polacy to dumny naród i nieboszczyków na dolary nie będą przeliczać. Zobaczysz, że zgodzi się wysłać żołnierzy za darmo i sam zadeklaruje, że wszelkie koszty pokryje rząd polski!

-  wracaj do stołu, posiedzę z wami z pięć minut i uciekam, kota muszę wyprowadzić na spacer ( obaj wracają do stołu, Dick będzie dokonywał   prezentacji)

 

      Vice Prezydent USA: (donośnym, uroczystym głosem)

-         szanowni państwo, chciałbym przedstawić Wam Prezydenta USA (polski Premier i Minister Obrony Narodowej wstają z miejsc, witają się z Prezydentem USA)

Prezydent USA:

-         witam pana Premiera z Polski! Jak był tu u mnie ostatnio Wasz Prezydent Kwasniewsky, to dał mi w prezencie taką wódkę... jak wypiłem z Barbarą po kieliszku, to taka nas naszła ochota na seks, że oboje się temu dziwiliśmy. Nie ma Pan Premier z sobą takiej wódki...nazywała się „zubówka”?

Premier IV RP:

-         „zubówka” (?), chyba w Polsce nie ma takiej wódki, ja przynajmniej o takiej nie słyszałem, może ty Radek wiesz o jaką wódkę chodzi?

Minister Obrony Narodowej IV RP:

-         pierwszy raz w życiu słyszę o jakieś „zubówce”

Prezydent USA:

-         w środku butelki była taka trawka

Premier IV RP:

-         już wiem, pan Prezydent myśli o żubrówce!

Prezydent USA:

-         właśnie: „zubówka”

Premier IV RP:

-         niestety nie mam tej wódki z sobą, ale następnym razem przywiozę na pewno!

Prezydent USA:

-         proszę przywieźć z 10 butelek, żeby mi na jakiś czas wystarczyło. Poczęstujemy też Dicka i Kondolizę, a po pierwszej kolejce zostawimy ich  samych...(Prezydent USA wybucha śmiechem, pozostali idą w jego ślady, choć dowcip jest taki sobie)

-         ja już muszę Państwa opuścić, jak będzie pan Premier następnym razem w Ameryce, to proszę dwa dni wcześniej do mnie zatelefonować, to pokażę Panu mojego kota...bardzo zmyślne zwierzątko... powiem mu: daj łapkę- jak pies podaje. Powiem: pomerdaj ogonkiem – merda. Teraz uczę go aportować...już  przynosi piłeczkę którą mu rzucam, ale jeszcze nie chce mi oddać.

-         A pan Premier ma jakieś zwierzątko w domu?

Premier IV RP:

-         też mam kota, ale takich sztuczek nie umie.

Prezydent USA:

-         a jak się wabi pana kotek, bo mój: Dżordż

Premier IV RP:

-         moją kotkę nazwałem Izabel

Prezydent USA:

-         bardzo ładnie, bardzo ładnie...następnym razem proszę przyjechać do mnie z Izabel, to pobawi się z moim Dżordżem

-         no muszę już uciekać, rozkaz muszę podpisać o bombardowaniu Iraku. Chcę żeby dzisiaj zaczęli i do weekendu skończyli, żeby nadgodzin im nie płacić. Kongres się mnie czepia, że za dużo na wojnę w Iraku wydaję. No żegnam i życzę owocnych obrad..(Prezydent USA żegna się z premierem IV RP i wychodzi pospiesznie)

-         no to do widzenia,  Dick da panom jakiś prezent, o ile nie zapomni. (niestety zapomni)

Vice Prezydent USA:

-         no to kontynuujmy obrady (uczestnicy spotkania siadają za stołem)...panie Premierze, panie Ministrze potrzebujemy 1000 waszych żołnierzy

Premier IV RP:

-         oczywiście wyślemy: dokąd i kiedy?

Vice Prezydent USA:

-         od stycznia i do Afganistanu

Premier IV RP:

-         załatwione, na nasz koszt oczywiście i niczego w zamian nie oczekujemy! Dumę swoja mamy i nieboszczyków na dolary przeliczać nie będziemy

Vice Prezydent USA:

-         damy wam w zamian 5 samolotów transportowych do wyremontowania.

Premier IV RP:

-         w imieniu narodu polskiego serdecznie dziękuję. Jestem szczęśliwy, że możemy od was te samoloty otrzymać. Poprzednie 5 stoi  jeszcze nie wyremontowanych, bo części zamiennych nie mamy. Powyciągamy części  z jednych, powkładamy do drugich i może jeden samolot który będzie latał, z dziewięciu   pozostałych wyszykujemy. W imieniu polskiego społeczeństwa, serdecznie Wam Amerykanom, naszym przyjaciołom, dziękujemy! Bóg wam zapłać, niech  Stwórca ma Was w swojej opiece, a Pan Jezus i Przenajświętsza Panienka czuwają nad Wami!!

Vice Prezydent USA:

-         przyślemy Wam do pomocy emerytowanego technika lotnictwa, on wam pokaże jak te samoloty wyremontować. Ma doświadczenie, przez 25 lat - od nowości aż do złomowania -  je remontował

-         no to myślę, że najważniejsze sprawy omówiliśmy i możemy spotkanie zakończyć. Well, well, well, jak to mówią Anglicy. Time to beer.( dajmy szansę występu dla Tłumacza, niech i on wykaże swoją przydatność)

Tłumacz:

-         pan Vice Prezydent powiedział, że jest dobrze i czas na piwo.

Vice Prezydent USA:

-         zapraszam na piwo, kupi je wam nasz kierownik ochrony, wypijecie  w samochodzie, podczas zwiedzania Nowego Jorku, Ja już żegnam i życzę miłego pobytu w USA ( żegna się z Premierem i Ministrem Obrony IV RP, to samo czyni Kondoliza, oboje wychodzą)

 

 

K U R T Y N A

 

(1)   Dawno, dawno temu (jeszcze za komuny), dziadek Anthonego opowiedział mu historyjkę, którą usłyszał z kolei od swojego ojca, czyli pradziadka Anthonego. Pewien obywatel zaskarżył do sądu sąsiada, gdyż ten publicznie nazwał go „kurduplem”.(Rzecz działa się na ziemiach polskich pod zaborem rosyjskim. Pradziadek Anthonego pracował jako urzędnik sądowy) Sędzia Rosjanin, nie mógł zrozumieć znaczenia słowa „kurdupel” i poprosił o wyjaśnienie sekretarza sądu, Polaka. Ten wyjaśnił mu, że  słowo „kurdupel” oznacza człowieka niskiego wzrostu. Tak się złożyło, że i sędzia i sekretarz również byli niskiego wzrostu. Chcąc załagodzić spór, sędzia zwrócił się do obrażonego tymi słowy: „..i o co się Pan Szanowny tak obraził? I pan jesteś kurdupel, i ja jestem kurdupel i pan sekretarz jest kurdupel. Wszyscy jesteśmy  kurduplami, i po co się tak od razy obrażać?...” Obecni na sali sądowej przyjęli  wystąpienie sędziego salwą śmiechu, wesołość udzieliła się też obywatelowi niskiego wzrostu, który wycofał pozew i było po sprawie. Historyjkę powyższą przypominam na wypadek, gdyby się pan Premier – nie daj Bóg –obraził. Nie ma powodu panie Premierze; Pan jesteś niskiego wzrostu, Pana brat jest niskiego wzrostu , Anthony i jego brat są  niskiego wzrostu - wszyscy jesteśmy kurduplami!!

 

 

 

Anthony Ivanowitz

21. września. 2006r

www.pospoliteruszenie.org