Szkolne mundurki

 

 

   Co jakiś czas, za sprawą polityków lewicy pobożnej, powraca w Polsce temat odziania młodzieży szkolnej w mundurki. Ostatnio pomysł „odgrzał” minister edukacji, pan Giertych. Argumentuje on, że wprowadzenie obowiązku noszenia przez uczniów mundurków, wyeliminuje z polskich szkół... dealerów narkotyków. Przeświadczenie, że tak właśnie będzie, pan Giertych opiera na własnych doświadczeniach szkolnych, które i ja potwierdzam.  Otóż w czasach mojej (i pana ministra) młodości, w których obowiązywały w szkołach mundurki, żadni dealerzy narkotyków po szkołach się nie wałęsali,  ani też o samych narkotykach nikt nie słyszał.  Trafność spostrzeżeń pana Giertycha potwierdzają nie tylko doświadczenia  polskich szkół z czasów  komuny, ale też  historie całych narodów. W  Chińskiej Republice Ludowej w czasach gdy każdy obywatel musiał chodzić ubrany w mundurek,  nie było w  Państwie Środka ani jednego dealera narkotyków!! Po zniesieniu obowiązku noszenia mundurków, rozplenili się oni w tym państwie jak szarańcza. Tak więc związek przyczynowo – skutkowy, pomiędzy  narkomanią społeczeństw a sposobem ich ubierania się, jest w świetle faktów historycznych oczywisty i udowodniony! Jeśli dane społeczeństwo (czy też jakaś jego część)  ubiera się w jednolite stroje, to narkomania się go nie ima, jeśli zaś każdy ubiera się jak mu się żywnie podoba, to takie społeczności padają ofiarami narkomanii.

   Pomysł pana ministra, aby przywrócić obowiązek noszenia mundurków przez dziatwę szkolną  (a w następnej kolejności, być może nawet przez pozostałych członków przypadkowego społeczeństwa) jest godny pochwały i poparcia.  Jednak wymaga on pewnej modyfikacji.

   Ubranie uczniów w mundurki, nie załatwia problemu handlarzy narkotyków do końca.  Taki dealer  całkiem głupi nie jest, (czego nie można powiedzieć o wielu politykach). Założy mundurek szkolny (by zmylić czujność wpuszczającej do szkoły woźnej) i tak odziany wejdzie do szkoły, narkotyki sprzeda i sobie pójdzie. Cały trud ministra zda się psu na budę. Trzeba jakoś dodatkowo oznakować albo uczniów, albo dealerów. Taniej i prościej byłoby oznakować dealerów ( na przykład poprzez wytatuowanie im na czołach litery „D”) albo i wyłapać ich co do jednego i pozamykać w kryminałach. Ale to jest niewykonalne z powodów oczywistych. Znakowanie ludzi jest sprzeczne z prawami człowieka, konwencjami międzynarodowymi, Konstytucją, (...) postępowa prasa (z „Gazetą Wyborczą” na czele)  wrzask by podniosła, że faszyzm łeb podnosi. Wyłapanie handlarzy i osadzenie ich w więzieniach też nie wchodzi w rachubę. Wiadomo dlaczego: policja nie doinwestowana, więzienia przeludnione, sądy i prokuratury zawalone sprawami... Komu tam w głowie uganiać się za dealerami, w sytuacji gdy  pospolitych bandziorów zatrzęsienie?

   W takiej sytuacji, poddaję pod rozwagę panów ministra i premiera pewien pomysł, będący twórczym rozwinięciem koncepcji „mundurkowej”. Przed wpuszczeniem do szkoły, każdy uczeń (oczywiście odziany w mundurek) powinien być starannie obwąchany!. Oczywiście nie przez nauczyciela czy dyrektora szkoły (gdyż mogłoby się to dla nich źle skończyć), ale przez psa, specjalnie wytresowanego. Jeśli pies wyczułby woń narkotyków, to wiadomo, że właściciel zapachu jest „handlarzem śmiercią”, którego należy popędzić, a wcześniej poszczuć czworonogiem.

   Tym prostym sposobem żaden dealer nie przedostałby się do szkoły, a pogryziony przez psa, nigdy więcej nie odważyłby się nawet zbliżyć do drzwi wejściowych.  W szkole do której uczęszcza kilka tysięcy uczniów, jeden pies zadaniu by nie podołał!  Trzeba by „zatrudnić” ich kilkanaście, a może nawet kilkadziesiąt.  W skali całego kraju, na etacie „obwąchiwaczy szkolnych”, pracowałoby kilka milionów psów.  Konieczność ich utrzymania, wyżywienia, leczenia, tresury,  wywołałaby ogromny popyt na wiele dóbr i usług, co by w niebywały sposób nakręciło koniunkturę gospodarcza kraju.

   Ktoś zapyta, to po co w takim razie mundurki szkolne, skoro identyfikację uczniów będą prowadzić nie woźne po ubiorach, tylko psy po zapachu? Są one konieczne. Zauważmy, że w naturze każdego psa leży; a to polizanie człowieka, a to dotykanie go wilgotnym nosem, a to oparcie się o niego łapami (często zabłoconymi). Czasami taki burek złapie znienacka  swojego pana za nogawkę, pchła z psa na człowieka przeskoczy, itp. Słowem, podczas obwąchiwania pies (czy też mieszkające na nim insekty)  mogą zniszczyć „normalne” ubranie. Ale mundurku nie zniszczą, gdyż zostanie on uszyty  z materiałów odpornych na wszelkie „zaloty” psiej sfory.

  Konieczność wyposażenia każdego ucznia w odpowiedni „psoodporny” mundurek, wywoła  niebywały rozwój polskiego przemysłu odzieżowego, który był już bliski upadku.

   Być może podobne  efekty ekonomiczne w skali całego kraju jak wprowadzenie przedstawionej koncepcji, dałoby pogonienie z rządy pana Giertycha. Ponieważ jednak jest to niewykonalne, więc nie pozostaje nam nic innego jak wdrożyć koncepcję „mundurek + pies” w nadziei, że i tą radosną twórczość kolejnego rządu, polskie bogate społeczeństwo jakoś przeżyje!!

 

Anthony Ivanowitz

4. sierpnia. 2006r

www.pospoliteruszenie.org